Zapiski internowanego

« poprzednie Wszystkie strony następne » (Strona 1 z 33)

Ośrodki Odosobnienia dla Internowanych
w Lublinie

(marzec – listopad 1982)

 

W roku 1982 w Lublinie funkcjonowały dwa Ośrodki Odosobnienia dla internowanych. Obydwa mieściły się na terenie Zakładu Karnego przy ul. Południowej 5, u zbiegu Południowej i Zemborzyckiej. Przez pierwszy z nich, działający od końca marca do początku sierpnia 1982 przewinęło się dziesięciu działaczy NSZZ „Solidarność” z Puław: Ignacy Czeżyk, Juliusz Gapiński (WSS), Zdzisław Kudyk (ZA) Janusz Łodyga (ZA), Jacek Malinowski (ZA), Bogdan Masiak (ZA), Stanisław Mazur (INS), Stanisław Nastaj (INS), Zdzisław Wiśniewski (ZA) i Włodzimierz Zbiniewicz (Iwet). Jeden z osadzonych tam internowanych tak opisuje warunki panujące wówczas w Ośrodku:

W województwie lubelskim powstał jeden ośrodek dla internowanych - w Lublinie. Został on założony w końcu marca 1982 r., na terenie Zakładu Karnego przy ul. Zemborzyckiej. Zajmował jeden pawilon więzienia.

Pierwszymi „lokatorami” było ok.100 internowanych przywiezionych 29 i 30 marca 1982 r. z Włodawy w woj. chełmskim. Docelowo w ośrodku miało zostać umieszczonych 130 osób. Warunki były - zdaniem samych internowanych - wyjątkowo dobre, może nawet najlepsze w kraju. Cele były otwarte, wielkości ok. 30 m2; w każdej mieszkało od 6-10 osób. Spacery mogły trwać wiele godzin: od 9-13 i 14-16. Obiady wydawano od 13 do 14. Jeśli ktoś sobie życzył, mógł skorzystać codziennie z gorącej kąpieli. Widzenia przewidziano w czwartki i piątki, z tym, że jeśli ktoś przyjeżdżał z daleka dopuszczano widzenie także w inne dni. Na miejscu była możliwość skorzystania z pomocy lekarza lub pielęgniarki. W ośrodku mieściło się aż 5 niewielkich świetlic z telewizorami. Dla 12 internowanych, nie mających pieniędzy na wypiskę, przyjęto - co jest prawdziwą rzadkością - pieniądze od Kościoła. Nastroje wśród internowanych były dobre, martwili się jedynie o kolegów pozostawionych we Włodawie. Przedstawiciele internowanych, osoby cieszące się niekwestionowanym autorytetem, odbyli rozmowy z komendantem ośrodka, deklarując gotowość zrezygnowania z części wygód, gdyby pomogło to przyjęciu reszty internowanych z Włodawy. Nie było to jednak możliwe - jak wyjaśnił komendant- z powodu ograniczonej pojemności pawilonu dla internowanych.[1]

Jeden z internowanych w Lublinie działaczy „Solidarności” systematycznie zapisywał wydarzenia, które miały miejsce w lubelskim Ośrodku. Fragment jego zapisków został opublikowany w podziemnym lubelskim Informatorze:

KRONIKA OBOZU DLA INTERNOWANYCH

PRZY UL. POŁUDNIOWEJ /Zemborzyckiej/, 12-25.05[2]

 

12 maja 1982 /środa/

Na spotkaniu starszych celi uzgodnione zostają szczegóły akcji protestacyjnej w dniach 13-16.V[3]. Ma ona wyglądać następująco:

1/ 13.V – godz. 9.30 demonstracja na placu przed więzieniem /chóralny śpiew Hymnu i Roty/.

2/ 16.V – godz. 10.30, także na placu przed więzieniem – zbiorowa modlitwa za pomordowanych, po modlitwie – uczczenie ich pamięci 5-minutową ciszą. W trakcie demonstracji – płonące znicze[4].

3/ 13 i 16.V – tzw. "dni powagi" – rozmowy ściszone, bojkot prasy, radia i TV, milczący spacer itp.

Pewna część internowanych postanowiła ponadto – kontynuując włodawską tradycję – odmawiać przyjmowania w dniach 13 i 16 jakichkolwiek posiłków.

(Strona 1 z 33)

Przypisy

  1. Strona internatowa http://internowani.xg.pl/lublin/lublinopis.html
  2. SOLIDARNOŚĆ Informator nr 24 Region Środkowo-Wschodni, Lublin 7.VI.1982 r., s. 1
  3. W 5 „miesięcznicę”wprowadzenia stanu wojennego (13.XII) i zastrzelenia przez ZOMO 5 górników w kopalni Wujek w czasie tłumienia strajku protestacyjnego (16.XII).
  4. Była to zazwyczaj wydrążona piętka chleba wypełniona margaryną z knotem wykonanym ze skrawka prześcieradła. Taki znicz straszliwie śmierdział i kopcił.
  5. Efekty dej dyskusji są przedstawione w Załączniku 1.
  6. W tym miejscu muszę wyjaśnić dlaczego w tej trójce znalazłem się właśnie ja, a nie któryś z moich kolegów. Otóż Maja Komorowska (aktorka) omawiając z komendantem Kwietniem przebieg swojej wizyty i przeglądając listę internowanych natrafiła na moje nazwisko, będące również nazwiskiem jednego z członków jej rodziny osiadłych we Francji. W celu wyjaśnienia naszego ewentualnego powinowactwa poprosiła, żebym we wstępnej wizycie uczestniczył właśnie ja, na co komendant ze względu na swój sentyment dla Puław i Puławiaków chętnie przystał.
  7. W tym miejscu komendant Kwiecień jako przykład zachowań negatywnych przytoczył zdarzenie, za które w trosce o nieodzowny autorytet funkcjonariuszy więziennych musiał ukarać naszych poprzedników, którzy wycięli ze styropianu wronę, pomalowali ją na czarno i powiesili na spacerniaku na latarni a potem głośno wołali do oddziałowego SBeka , por. Wronki: „panie oddziałowy, ciotkę panu powiesili”.
  8. To nie wymagało dłuższego przekonywania. Rewolucyjny entuzjazm już dawno wśród nas wygasł więc najpoważniejszym wykroczeniem przeciwko temu punktowi umowy było głośne skandowanie na spacerniaku hiszpańsko-polskiego hasła : „Junta juje” w (mylnym) przekonaniu, że nikt z więziennego personelu nie wie, że w języku hiszpańskim głoskę „j” wymawia się jak „h”.
  9. Ten postulat był bezprzedmiotowy , bo od początku nasze stosunki z personelem więzienia układały się wzorowo.
  10. Nie zastosował się do tych zasad internowany w Tarnobrzegu Edward Atończyk w rezultacie czego został 7 maja 1982 r. skazany na 4 lata więzienia za „pisanie wierszy, listów i rymowanek zawierających fałszywe wiadomości”

    (J. Skórzyński i M. Pernal - „Kalendarium Solidarności 1980-89”, Wyd. Świat Książki 2005, s. 103).
  11. Obok korespondencji oficjalnej, przesyłanej pocztą i poddawanej cenzurze prewencyjnej (na kopercie lub arkuszu widniał wtedy stempel z napisem “Ocenzurowano”- Ilustracja 8) prowadziliśmy z rodzinami korespondencję nieocenzurowaną, przekazywaną w czasie widzeń z ręki do ręki pod stołem. Listów przesyłanych pocztą unikaliśmy również z innych powodów: otrzymywaliśmy je z reguły z dużym opóźnieniem. Jeden z listów od Matki wysłany 29.09.1982 dotarł do mnie (za pośrednictwem IPN) dopiero po 21 latach, 23.10.2003 r.
  12. Gryps to w gwarze więziennej list napisany maczkiem na małym kawałku papieru (przez co łatwy do ukrycia), wyniesiony z więzienia w ukryciu np. przez osobę odwiedzającą.
  13. Prymus to łacińska wersja więziennego pseudonimu Henryka Sztaby. Okoliczności powstania tego pseudonimu można znaleźć w Zapiskach z 21.IX.
  14. Zasady tej numeracji zostały podane w Zapiskach z 22.IX i z 27.X.
  15. W kalendarzyku na rok 1982 moja żona pod datą 30.VIII zapisała: „Malowanie mieszkania. Wyszło b. dobrze. W mieście dużo wojska, armatki wodne, skoty. Ludowa władza przygotowała się do uczczenia II rocznicy powstania „Solidarności”. Ubecy u nas – rewizja – St. na przesłuchanie – nie wraca”.
  16. Przy ul. Północnej w Lublinie mieścił się Areszt Tymczasowy Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej.
  17. Wówczas po raz pierwszy (I ostatni) w życiu jadłem twaróg serwowany wielką warząchwią bezpośrednio na nierzadko brudną dłoń konsumentów.
  18. W kalendarzyku mojej żony pod datą 31.VIII widnieje zapis: “St.j. jedzie do Lublina dowiedzieć się o ojca, bo został tam wczoraj zabrany. Internowany! Msza św. - jestem nią zdegustowana.” Bliższe okoliczności internowania autora są podane w Zapiskach pod datą 22.IX.
  19. 1.IX moja żona zapisała w kalendarzyku: “Dzwoni Ubek z potwierdzeniem wczorajszej wiadomości, że St. internowany. Jadę z Tadziem [Skibą] do Lublina do KWMO ,ale niczego się nie dowiedziałam. Podaję St. paczkę z żywnością, bielizną i przyborami toaletowymi. Dostaję od klawisza 2 talony żywnościowe.”
  20. Otrzymane gazety to “Trybuna Ludu”, “Sztandar Ludu” i “Sztandar Młodych” - ostentacyjnie nie czytamy ich.
  21. W ocenzurowanym liście do żony i synów datowanym 1.09.82 napisałem: „Na pewno już wiecie, że zaproszenie na rozmowę do KM MO równało się zaproszeniu do internowania. Po nocy na dołku na Północnej, od wczorajszego ranka siedzę z p. Sztabą na Zemborzyckiej i specjalnie jak dotąd nie narzekam. Minusy to zamknięte cele, zapowiedź zawieszenia odwiedzin, co wobec braku podstawowych przedmiotów osobistego użytku (grzebień, szczotka i pasta do zębów, skarpety, papierosy itp.) jest szczególnie nieprzyjemne. Mamy za to dobre towarzystwo, książki (jakie takie) i dużo wolnego czasu. Nie sądzę żebyście mogli mi w czymś pomóc a na pewno nie pomożecie mi zamartwianiem się. Potraktujmy to jako dłuższą podróż służbową – tak będzie najlepiej. Jeśli uruchomią instytucję odwiedzin, a będziemy jeszcze w Lublinie z radością Was przywitam. Jeśli pojedziemy dalej b. proszę – nie przesadzajcie z wizytami – to drogie i kłopotliwe a dowodów przywiązania po 25 latach nie musimy sobie dawać. Jeśli będzie można przysłać paczkę dokładnie omów jej zawartość z fachowcami. Najważniejsze to szczotka do zębów, papierosy, jakiś zeszyt, długopis, może trochę smalcu. W tej chwili jesteśmy na prowizorce: po prostu sobie siedzimy. Co dalej ma się zdecydować w ciągu kilku następnych dni. Jedzenie paskudne, ale to nie niespodzianka i ostatecznie to mi nie dokucza. Gorzej z brakiem świeżego powietrza i poczuciem izolacji, ale do tego podobno można przywyknąć. Ogólne wrażenie: nie jest źle. Humory nam dopisują mimo że towarzystwo – podobnie jak ja – zostało internowaniem zupełnie zaskoczone. Co dalej – pokaże przyszłość. Jeszcze jedno życiowe doświadczenie nie zawadzi. Bądź w kontakcie z p. Sztabową – siedzimy razem. To tyle na dzisiaj bo prawdę mówiąc nie ma o czym pisać: jemy, śpimy, czytamy, rozmawiamy i to wszystko. Trzymajcie się i nie traćcie optymizmu.”
  22. Talony na paczki otrzymaliśmy jeszcze tego samego dnia (Ilustracja 1).
  23. Za kryptonimem “Z” w tym miejscu i dalej ukrywa się żona autora, Zdzisława Głażewska.
  24. Pod datą 6.IX w kalendarzyku mojej żony widnieje zapis: “Wiadomość o wywiezieniu St. do Hrubieszowa okazuje się nieprawdziwa.
  25. Znacznie później dowiedzieliśmy się, że mimo odwołania wiecu na Placu Litewskim przez Komitet Założycielski KK”S” Regionu Środkowo-Wschodniego pod wpływem „Słowa Biskupów Polskich z Jasnej Góry” (Załącznik 2) zamieszki w Lublinie były bardzo gwałtowne.
  26. W ocenzurowanym liście do żony, datowanym 6.IX. Napisałem: „Podziwiam Cię, że tak szybko mnie odnalazłaś i dziękuję za dowody pamięci. Nasze życie jest b. ubogie: czytanie, rozmowy, jedzenie i to wszystko. Najprzykrzejszy jest fakt, że nie mamy możliwości gotować herbaty i nie najlepsze są prognozy na przyszłość. Pamiętaj o papierosach – tu nigdy ich za dużo bo niemal wszyscy zostali internowani w pracy – niespodziewanie i bez przygotowania, a tu nie ma gdzie kupić bez bonów.” Powody internowania są dla mnie nadal zagadką – oficjalnie chodzi o niezaprzestanie działalności w Związku, ale co to znaczy – jeden Bóg wie. Może Ty wiesz coś więcej?
  27. 7.IX moja żona notuje w swoim kalendarzyku: “Widzenie z St. - 1,10 godz. Dobrze się trzyma I dobrze wygląda.”
  28. Był to pomysł Pierwszego, nic z niego jednak nie wyszło.
  29. Te niecenzurowane wiadomości o wydarzeniach 31.VIII pochodziły już oczywiście z Radia Wolna Europa, ale z obawy przed wpadnięciem rękopisu w niepowołane ręce nie mogłem tego napisać otwarcie.
  30. Przez tę bramę widać było raptem jedno rachityczne drzewko i skrawek nieużytku porośniętego chwastami, ale była to jednak najprawdziwsza wolność. Później nieraz jeszcze te cuda podziwialiśmy.
  31. Informacja nieprecyzyjna. Nie wiadomo, czy paczkę otrzymał H[enryk Sztaba], czy III (Andrzej Zaranek) czy każdy z nich, ale wyżerka była.
  32. Mowa o wojnie polsko-jaruzelskiej; była to 9-ta “miesięcznica”, a nie rocznica.
  33. “Maryśka” w tym miejscu i wszędzie dalej to popularna w więzieniu nazwa margaryny.
  34. Od chwili aresztowania żaden z nas się nie goli. Motywy tej decyzji najlepiej sformułował w swoich „Pamiętnikach i wspomnieniach internowanego (Lublin, 1996) nasz poprzednik, Bronisław Wardawy pisząc: internowani z zasady nie golili się, początkowo z braku przyborów do golenia, potem przyjęliśmy jako formę protestu chodzenie z niegoloną brodą. Ogoliłem się dopiero w czerwcu, kiedy to stałem się podobny do Marksa z powodu długości brody, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Niektórzy z kolegów chodzą z brodami do dziś, manifestując w ten sposób swój pobyt w więzieniu.
  35. Później okazało się, że buntują się żołnierze z poboru zmuszani do służby nadterminowej. Wprowadzenie w PRL stanu wojennego osłaniali bowiem wyłącznie żołnierze starszych roczników, którzy odbywając w latach 1980-1981 służbę zasadniczą nigdy nie byli poddani wpływom Ruchu “Solidarność”.
  36. Tego samego dnia (14.IX) napisałem do żony list, który – w razie braku osobistego kontaktu z adresatką – zamierzałem przekazać przez żonę któregoś ze szczęśliwszych kolegów:

    Nie wiem, czy się dzisiaj zobaczymy, więc piszę kilka słów.

    Nie troszcz się o jedzenie – mamy go dosyć. O mnie też nie masz się co martwić – wytrzymam nawet kilka miesięcy. Koniecznie musimy sobie jednak zorganizować czas z jakim takim pożytkiem. Stąd zapotrzebowanie na odwrocie. Trzeba z tym b. ostrożnie, tylko z rączki do rączki i nie wszystko naraz. Poradź się zresztą bardziej doświadczonych.

    Proszę, oddaj p. Basi Rene pożyczoną Kobietę i Życie i przeproś ją za zwłokę. Pozdrów wszystkich z Zakładu i przyjaciół.

    Przesyłam nasiona cisa przeznaczone na aleję pamiątkową przy kościele. Spytaj Jana kiedy i jak je wysiać i przekaż nasiona z instrukcją p. Ani. Niech wysieje je pojedynczo w doniczkach i pilnuje. Ponieważ mogą być kłopoty z kontaktami powinnaś nawiązać kontakt z kimś z Lublina. Proponuję żonę mojego towarzysza z celi, p. Małgorzatę Zaranek. Lublin, ul. Elektryczna 61/32 (Osiedle Maki – wieżowiec). Z Lublina jest 9-ciu więc co tydzień ktoś będzie i może jej wiadomości ode mnie przekazać. Ona mogłaby przekazać Ci telefonicznie pozdrowienia ode mnie i w ten sposób wiedziałabyś, że coś dla Ciebie jest. Zresztą nie przejmuj się tym za bardzo i staraj się żyć normalnie, tak jakbym wyjechał służbowo. Tak będzie najlepiej.

    Wygląda na to, że posiedzimy kilka miesięcy. Przesłuchań żadnych nie było, ale ośrodek ma być utrzymany. Dobre i to , bo blisko i warunki nie najgorsze.

    Może spotkamy się tu wszyscy razem Puławiacy ze starego i nowego portfela.

    Bardzo chciałbym miewać od czasu do czasu informacje o Tobie, chłopakach, Instytucie, Puławach itp. Może biuletyny?

    Podziękuj znajomym za pamięć a osobliwie p. Wróblowej, Ali Skibowej i innym. Nie przysyłaj mi wędlin ani smakołyków typu cukierki itp. Smalcu mamy na 2 miesiące. Herbaty na razie też. Musicie myśleć o sobie. Tu jest kołchoz i głód nam nie grozi. Prędzej już Wam. I na miłość Boską nie wydawaj na mnie pieniędzy – pamiętaj o tym, że będzie coraz gorzej, więc forsa się przyda. Nie wolno Ci teraz wydać na mnie więcej niż 500 zł. miesięcznie, głównie na papierosy, może trochę owoców, dżem, sok i to wszystko. Piszę na kolanie więc chaotycznie. Załączam płody mojego intelektu – jeśli się nadają, to wykorzystajcie.

    Zapotrzebowanie
    1. Dres – ten mój stary i flanelowa koszula
    2. Zeszyt gruby lub papier
    3. Flamastry (są na moim biurko w pracy lub w szufladzie)
    4. Papier higieniczny
    5. Kilka kawałków gumoleum albo miękkiego PCV
    6. Klej
    7. Czarna tasiemka ok. 2 m
    8. Pędzelki i brokat w pyle (od pani Sztaba)
    9. Ostry scyzoryk – najlepiej okulizak, skalpel, nóż, widelec
    10. Kalka ołówkowa
    11. Nożyczki proste – plastikowe z wkładką metalową
    12. Gumki kreślarskie – duże
    13. Tusz czerwony

    Oprócz dresu, zeszytu, noża i widelca wszystko inne do więzienia w czasie widzenia i na raty.

    Wspomniane w powyższym tekście „płody mojego intelektu”, które obiecałem załączyć do listu, to artykuły, które regularnie pisałem do prasy podziemnej. Żona na moją prośbę przekazywała je jednemu z naszych kolegów z konspiracji, a ten – nie mając kontaktu z aktualną redakcją puławskiego biuletynu (redakcje zmieniały się co kilka tygodni) – przechował je do mojego wyjścia z Ośrodka Odosobnienia a potem mi je oddał. W ten sposób koło się zamknęło pracując cały czas na jałowym biegu. Te nigdy nie wykorzystane artykuły doskonale oddają stan naszej wiedzy o sytuacji w kraju, jak również nasze ówczesne poglądy i emocje. Dlatego też ich treść przytaczam w całości w Załączniku 5.
  37. Z wykonania sitodrukowej matrycy do tej winiety , podobnie jak i z wielu innych zaplanowanych przedsięwzięć, nic w końcu nie wyszło, gdyż zabrakło nam cierpliwości do mozolnego wykłuwania igłą w kawałku folii polietylenowej dosyć skomplikowanego wzoru.
  38. Rozkład dnia spisany na oddzielnym arkuszu papieru był załącznikiem do listu adresowanego do 9-letniego syna Łukasza. (Przypis do Zapisków z 19.IX.82.)
  39. Kalifaktor to więzień funkcyjny roznoszący posiłki. Ta funkcja, której oznaką jest wielka, biała kucharska czapa, jest w więzieniu bardzo pożądana, bo kalifaktor nigdy głodny nie chodzi a poza tym może się kontaktować z więźniami osadzonymi w różnych celach dzięki czemu to właśnie kalifaktorzy kolportują wiadomości i ostrzeżenia, uprawiają handel zamienny itp.
  40. Z mszy nadawanej przez radio mogliśmy skorzystać na spacerniaku dzięki temu, że więźniowie z Pawilonu 4 słuchali jej przy otwartych oknach a kołchoźniki nastawiali na maksymalną głośność.
  41. W liście wysłanym 19.IX. do 9-letniego syna, Łukasza: „Tymczasem siedzimy sobie na państwowym wikcie i opierunku i nikt nie zdradza żadnego zainteresowania nami. Żadnych rozmów, żadnych przesłuchań i żadnych wiadomości od naszych „ojców chrzestnych” z SB. Klawisze trafili nam się całkiem udani: nauczyliśmy ich już grzeczności; ich edukację zaczęli już zresztą nasi poprzednicy. Są mili i uczynni. Nie można na nich narzekać. Zresztą nie mają z nami najmniejszego kłopotu więc i krzywdy nie mają z powodu pilnowania nas a nie kryminalistów. Jedynym mankamentem są kraty w oknie i drzwi pozamykane przez większość dnia”. I dalej: „Narysowałem dla Ciebie plan naszego pawilonu i spacerniaka żebyś wiedział na jakim terenie spędzamy dnie i noce według załączonego rozkładu dnia”. (Wymienione w liście rysunki widnieją na Ilustracjach 2-5).
  42. Tego samego dnia, 20.IX. w nieocenzurowanym liście moja żona donosiła: „U nas wszystko w porządku, jakkolwiek jestem „do tyłu” - jak zwykle zresztą – z domowymi pracami; o zawodowych nawet nie mówię. Chyba mnie w końcu zwolnią z pracy. Dzwoniłam dziś do p. Z[aranek] i mam się z nią jutro spotkać. Mam nadzieję przesłać przez nią listy i maszynkę elektryczną, którą pożyczyła Ci Hania Cz[ekaj]. Wszyscy tu dla nas b. mili i stale nas ktoś odwiedza, ale przez to jestem właśnie „do tyłu”. Na ślubie Z[biniewicza] nie byłam. Przesłałam tylko Twoje życzenia i swoje. Relację zdała mi Marysia S[zewczyk]. Z Puław było 6 osób. W U.S.C. wszystko odbyło się w tempie piorunującym, a potem „weselnicy” poszli z kwiatami do św. Anny, gdzie przy kwietnym krzyżu zostali powitani brawami i serdecznymi życzeniami. Marysia twierdzi, że z całej ceremonii na pewno nowożeńcom zostanie to właśnie w pamięci. Irek [Ostrokólski] ma przedłużony urlop do końca września i to tak bez niczego. Polek [Berbeć] został puszczony i dziś właśnie pojechał do Załęża rozliczyć się. Staś zdaje się załatwił wreszcie swoje wszystkie sprawy związane ze studiami. Dziekan podobno ma zająć się tym, by nie usunęli go z uczelni, bo u rektora jest lista studentów, którzy „narazili się” WRONie przez sprawy sądowe albo kolegia i właśnie z tego powodu mają być relegowani, ale może nie będzie tak źle. Ciekawa jestem czy byłeś już na „rozmowie” i właściwie kiedy Was puszczą. Czekamy! A tymczasem przesyłam pozdrowienia od wszystkich bliższych i dalszych znajomych, których dla bezpieczeństwa nie wymieniam. P. A[nna] M[ałagocka] pisała do MSW żeby jej mężowi dali urlop, ale nie użyła ani razu słowa „proszę”. Cwaniara”. Ozdobne zaproszenie na wspomniany przez żonę ślub Włodzimierza Zbiniewicza przedstawiłem w Załączniku 6
  43. Biblioteka Zakładu Karnego przy ul. Zemborzyckiej okazała się wcale dobrze zaopatrzona, bo prowadzący ją klawisz był bibliofilem i miał z tej racji znajomości w księgarniach. Znajomości te wykorzystywał do powiększania więziennego księgozbioru Poziom czytelników natomiast daleko odstawał od poziomu księgozbioru. Znakomita większość książek miała marginesy niektórych kartek zapisane najczęściej wyznaniami i zaklęciami miłosnymi. Klawisz-bibliotekarz oświecił nas, że w ten właśnie sposób więźniowie ze sobą korespondują. Pożyczają książkę, wpisują treść listu i książkę oddają. Potem wystarczy tylko podać adresatowi numer ewidencyjny książki i numer strony, żeby mógł sobie list przeczytać i ewentualnie nań odpisać. Nawet sprytne.
  44. W tamtych czasach kolorowy telewizor był raczej rzadkością. Większość z nas miała w domach aparaty czarno-białe, więc ten więzienny cieszył się wielkim powodzeniem.
  45. Przeznaczony wyłącznie do użytku domowego pseudonim mojej żony.
  46. Łukasz to nasz najmłodszy, wówczas 9-letni syn.
  47. Moja siostra a zarazem towarzysz wielu konspiracyjnych przedsięwzięć, mieszkanka Warszawy, Elżbieta Leszczyńska.
  48. W nieocenzurowanym liście adresowanym do żony napisałem 21.IX. „Od naszego ostatniego widzenia minął już prawie tydzień. To bardzo dużo w naszych warunkach. Następne dwa wtorki będą paskudne i już zaczynam marzyć o wtorkach październikowych. Na jedno widzenie mogą przybyć 3 osoby z najbliższej rodziny (żona, rodzice, rodzeństwo) i nieograniczona liczba dzieci, byle własnych. Tyle informacji regulaminowych. Powtórzę jeszcze tylko, że gdyby mieli nas z Lublina wywieźć – tymczasem się na to nie zanosi, ale zawsze - nie chcę Cię mimo wszystko widzieć częściej niż raz w miesiącu. Twoje miejsce jest w domu i przykro byłoby mi myśleć, że poniewierasz się w nocnych pociągach i tracisz soboty i niedziele. Wolę myśleć, że spacerujecie sobie nad Wisłą lub zbieracie grzyby póki pogoda jest ładna.

    Myślę o Was dużo – właściwie stale bo i o czym mam myśleć? Towarzystwo w celi mam wyjątkowo dobre pod każdym względem. Zgadzamy się świetnie. Gorzej, jeśli wziąć pod uwagę całą 15-kę. Jest może oprócz nas trzech jeszcze 3-4, którzy działali ze świadomością celu i z sercem – reszta zaplątała się przypadkowo. Próbujemy pokierować rozmowami i dyskusjami, bo na regularne samokształcenie raczej brak chętnych.

    Uważaj na siebie jak tylko możesz. Nie angażuj się w nic trefnego i unikaj jak możesz czegokolwiek, co mogłoby Cię narażać. Na to nie możesz sobie pozwolić. To, co dostajesz ode mnie natychmiast przekazuj, najlepiej Józkowi [Gądorowi] i nie trzymaj nic w domu. Niech teraz ponarażają się inni. Mam nadzieję, że jeszcze nie ostygli, szczególnie ci najlepsi – nigdy bym im bezczynności nie wybaczył. WRONa wyraźnie się łamie – dowodzi tego choćby piłatowe wystąpienie Kiszczaka. Nie wolno poluzować ani na milimetr. Oni uznają tylko siłę, więc trzeba z nimi walczyć tą bronią. Żadnych PRONów, żadnych samorządów, i żadnej ugody na podstawie uchwał IX zjazdu. Płaszczyznę ugody ma prawo wyznaczać tylko społeczeństwo, a pryncypia socjalizmu są pryncypiami tylko dla partyjnych – nas ich uznanie nie obowiązuje.

    Trochę mi brak wiadomości z IUNG, Puław i Zachodu. Mogłabyś spisać to i owo na kartce i podać mi na widzeniu. Jeśli chodzi o sprawy przyziemne, to: ubrany jestem tak jak trzeba. Nie przywoź ani koszul ani majtek. To co mam wystarczy mi aż nadto. Koszule sobie piorę w ciepłej wodzie RFN-owskim proszkiem, majtki też. Ręczników własnych nie używam bo co tydzień dostaję czyste więzienne. Jeśli chodzi o jedzenie to nie przywoź ani mięsa, ani wędlin, ani smalcu, ani masła. Dobrze widziany jest co jakiś czas dżem.

    Z Kurii jak dotąd oprócz obrazków i medalików żadnej pomocy nie doznaliśmy, większego zainteresowania – też nie. Ksiądz, który nam odprawia mszę ogranicza się właściwie tylko do tego – raz odwiedził nas w celach, ale gadka była o d. Maryni.

    Pozdrów ode mnie przyjaciół i znajomych, których dla bezpieczeństwa nie wymieniam i jeszcze raz proszę, a nawet rozkazuję: uważaj na siebie!” Dalej omawiam nasze sprawy prywatne kończąc następującą prognozą: „...za dwa lata może już nie być PRL-u, a jak pójdzie gorzej – może nie być Uniwersytetu Warszawskiego” i powracam do dnia powszedniego: „Pamiętaj tylko, żebyś nie wydawała na mnie ani grosza ponadto, co niezbędne. Pod żadnym pozorem cukru, kawy, czy cukierków, wędlin, puszek itp. Wiem, ze to byłoby Waszym kosztem, a ja tego nie chcę. Wiem, że nie dostajesz moich kartek żywnościowych więc tym bardziej. Tu w kantynie mogę dostać 24 paczki papierosów miesięcznie bez kartek i będę je kupował. Jeśli chodzi o resztę – liczę na Ciebie jak również na kompletowanie zapasów papierosów na czas po wypuszczeniu . Domagamy się, aby kantyna zaopatrywała nas w 11/2 kg cukru miesięcznie oraz w herbatę i to, co należy się na kartki. Nie wiemy, czy nasze żądania uwzględnią – jeśli nie zaraz bym Ci doniósł. Na razie mamy duży zapas cukru i herbaty. Smalcu na pół roku, masła na razie też. Kończą się nam jabłka i pomidory, ale w kantynie na wypiskę mają być to sobie kupimy.. Największą radość sprawia nam tu ciasto. Zbieramy nawet margarynę, żeby Wam było łatwiej coś zrobić ale i z tym nie szalej bo oprócz margaryny potrzebny jest przecież do ciasta cukier itp. Placek kruchy z marmoladą – delicje. Jeśli w kościele jest jeszcze mleko w proszku to mogliby nam trochę dać, jest tu na nie dużo amatorów. Mile powitalibyśmy również słoik musztardy. Ale to wszystko są już fanaberie. Tak naprawdę nie głodujemy, a nawet się obżeramy. Cierpi na tym atmosfera celi i nasze sylwetki”. I dalej: „ I jeszcze prośba: zasugeruj p. Kucharskiemu, że żonie internowanego A. Zaranka z DOKP Lublin potrzebna jest pomoc w postaci opieki nad dzieckiem. Ona jest nauczycielką muzyki i ma zajęcia również po południu – a dziecko zostaje samo”.
  49. “Fortepian” to potoczne nazwa budynku mieszkalnego usytuowanego tuż za murem więziennym. Zamieszkiwali go klawisze i stąd nazwa.
  50. Chodzi oczywiście o doktrynę marksistowsko-leninowską.
  51. Dosyć liczni internowani wyznający taki pogląd winą za stan wojenny i swoją odsiadkę obarczali nie WRONę, ale „ekstremę Solidarności”, która według nich dążyła do obalenia ustroju.
  52. “Trybunę Ludu”– organ KC PZPR.
  53. Czaj jest to mocny napar z herbaty o właściwościach halucynogennych i z tej racji nałogowo spożywany przez więźniów. Oto przepis na czaj: pełną szufladkę pudełka od zapałek herbaty (najlepiej Ulung) należy zalać szklanką wrzątku (można zagotować) i parzyć przez 5 minut. Czaj piło się w specjalnych naczyniach zwanych bajzelkami, które składały się ze słoika od dżemu z dorobionym drucianym uchwytem. Raz zdarzyło nam się z takim czajem poeksperymentować, ale szybko przeszła nam ochota na ponowienie próby.
  54. Tzn. w swoje własne cywilne ubrania.
  55. KM MO = Komenda Miejska Milicji Obywatelskiej; KW MO = Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej.
  56. Czerwoną farbą malowało się wówczas na murach nazwę naszego Związku: “Solidarność”.
  57. W Lublinie przy ul. Północnej mieścił się Areszt Tymczasowy KW MO.
  58. “Ścieżka zdrowia” to kilkudziesięciu funkcjonariuszy wyposażonych w pałki i ustawionych w dwóch rzędach. Delikwent poddawany kuracji zdrowotnej musi przebiec między tymi szeregami tak szybko, jak potrafi. Funkcjonariusze też pewnie dla zdrowia machają pałami tak szybko jak potrafią.
  59. Maszynka elektryczna do gotowania była darem Hanki Czekaj, pracownicy puławskiego Instytutu Weterynarii i redaktorki Biuletynu Informacyjnego “Solidarność Ziemi Puławskiej”, internowanej na początku stanu wojennego w Gołdapi i po kilku miesiącach zwolnionej.
  60. W liście do najstarszego syna, 21-letniego Stanisława 22.IX. napisałem: “Swoich obecnych wrażeń nie muszę ci opisywać, bo znasz je z autopsji. Wprawdzie nasz regulamin jest łagodniejszy od twojego sprzed pół roku, ale na tyle podobny, że możemy rozmawiać jak równy z równym. Sceneria zresztą też ta sama. Wysypiam się jak nigdy. Dużo czytam – ostatnio Gibbona “Zmierzch cesarstwa rzymskiego” - polecam. Biblioteka tu wyjątkowo dobrze zaopatrzona, nawet w białe kruki. Korzystam z tego całą gębą. Reszta czasu idzie na rozmowy, spacer, prace porządkowe, rzadko na telewizję a częściej na grę w karty. Wyżywienie standardowe – znasz sam, ale głodu nie czujemy dzięki waszej opiece. Gorzej ze spacerem: ta godzinka dziennie to stanowczo za mało. Inaczej załatwić się nie da, bo ze spacerniaka korzysta ponad setka osób w małych grupach, więc jest zajęty od rana do wieczora. Poza tą godziną słońca nie widzimy, bo okno celi wychodzi akurat na północ.
  61. Mowa o tzw. “krzyżu strajkowym”, który był umocowany na bramie Zakładów Azotowych przez cały okres strajku w grudniu 1981 r. Po zakończeniu strajku krzyż został uroczyście przeniesiony do kościoła WNMP (na górce), gdzie Henryk Sztaba organizował pod nim manifestacje patriotyczne. Krzyż ten mimo internowania Henryka Sztaby był głównym akcentem wrześniowej pielgrzymki do Wąwolnicy, co dało asumpt powiedzeniu: „Sztaba siedzi a krzyż idzie”.
  62. Informacja nieprecyzyjna; liczba osób przebywających w ośrodkach odosobnienia dla internowanych liczono w owym czasie jeszcze w tysiącach (przypis do Zapisków z 7.X.82 r.)
  63. Ostatecznie ze spaceru z Pierwszym Sekretarzem zrezygnowałem z pobudek humanitarnych, ale zabawy i tak było co niemiara.
  64. Nasz syn , Stanisław Głażewski, student Uniwersytetu Warszawskiego razem z dwoma kolegami Grzegorzem Nakoniecznym z Uniwersytetu Warszawskiego i Jakubem Skibę z KUL, przebywał przez kilka miesięcy na oddziale śledczym Zakładu Karnego w Lublinie, oskarżony o narażenie na szwank obronności PRL przez powieszenie dwóch ulotek. Od lutego cała trójka była już na wolności, bo wyroki (1,5-2.0 lata więzienia) zapadły w zawieszeniu.
  65. Edward Owczarski, Zbigniew Szczygieł i Teresa Miłczak przed 13.XII.82 byli członkami Zarządu Oddziału NSZZ “Solidarność” Ziemia Puławska; w stanie wojennym aktywnie uczestniczyli w działaniach puławskiego podziemia solidarnościowego. W chwili, kiedy ich obserwowaliśmy cała trójka miała już na koncie wyroki: E. Owczarski i Z. Szczygieł po 1,5 roku więzienia, T. Miłczak – 0,5 roku.
  66. Tzn. w Pałacu Mostowskich, siedzibie Stołecznej Komendy Milicji Obywatelskiej.
  67. Bogdan Szewczyk był czołowym puławskim opozycjonistą, współorganizatorem środowiska “Zachta” i podziemnego wydawnictwa “Familia”; jego syn Mariusz był aktywnym członkiem NZS na KUL.
  68. Michał Strzemski, pracownik IUNG był czołowym puławskim historykiem-amatorem.
  69. Nieocenzurowany list od żony z 27.IX. był poświęcony sprawom bardziej przyziemnym: „ Dzięki uprzejmości Pani Sz[taby] przesyłam Ci małą paczuszkę. Większą przywieziemy z Łukaszem w przyszłym tygodniu. Mamy nadzieję, że jeszcze będziesz w Lublinie. Niestety telefonicznie nic nie udało mi się dowiedzieć w KW MO. Powiedziano mi, że nie udziela się tą drogą informacji, tylko osobiście, a jak byłam tam na samym początku w ogóle nie chciano ze mną gadać. Zdecydowałam się iść do KW MO po informacje, choćby dlatego, by nie myśleli, że nawet rodzina jest zastraszona i nie interesuje się Tobą”. I dalej: „Ludzie są b. mili i uczynni. Mąż Twojej koleżanki z pokoju [Karol Krawczyk] przydźwigał mi wczoraj pełno jabłek, gruszek i winogron, Marysia Sz[ewczyk] – gruszek, p. Edek [Szelęźniak} od Was mąkę i jajka na placek „dla p. Stasia, bo zauważył, że b. lubi” i wiadro śliwek. Pan E[dward Szelęźniak] dostarczył mi dwa wory ziemniaków. Jestem tym trochę speszona.”
  70. “Opiekun” puławskich Zakładów Azotowych z ramienia SB.
  71. Dziekanem w Puławach był wówczas Ks. Ryszard Gołda, wielki admirator „Solidarności”, organizator Mszy za Ojczyznę i wielu imprez patriotycznych w Parafii WNMP w Puławach (na górce).
  72. Tekst Komunikatu ze 187 Konferencji Episkopatu zamieściłem w Załączniku 8.
  73. Chodzi o rozliczenie pościeli, książek z biblioteki i przedmiotów wyfasowanych z więziennego magazynu.
  74. Ten niewątpliwie grafomański, ale dobrze świadczący o orientacji kryminalistów odsiadujących wyroki we Wronkach w 1959 r. w zawiłościach historii Polski zapisałem w trakcie wielokrotnego wykonywania go przez więziennego fryzjera, który w ten sposób umilał sobie i nam czas podczas strzyżenia internowanych.
  75. Była to Historia Niemiec W. Czapińskiego, A. Galosa, i W. Karty, wydana w 1981 r. przez Ossolineum. W trakcie czytania zrobiłem aż 10 stron notatek..
  76. PRON = Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego był następcą i spadkobiercą OKON = Obywatelskiego Komitetu Odrodzenia Narodowego.
  77. Halina Komsta, przed 13.XII.82 była członkiem Zarządu Oddziału NSZZ “Solidarność” Ziemia Puławska, w stanie wojennym w konspiracji.
  78. Oczywista pomyłka. Powinno być “dzisiaj będziemy jedli po raz szósty pulpety z ziemniakami”
  79. tzn. na oddział śledczy
  80. Jest to łączna liczba zrewidowanych internowanych politycznych i kryminalnych.
  81. Kabaryna, to nazwa karceru w gwarze więziennej.
  82. Maja Komorowska była współpracownikiem Prymasowskiego Komitetu Opieki przy kościele św. Marcina w Warszawie.
  83. Ze względu na możliwość dostania się rękopisu w niepowołane ręce w razie kipiszu nie mogłem w Zapiskach podać fragmentu poufnej rozmowy z komendantem Kwietniem, o której wspomniałem we wstępie.
  84. W nieocenzurowanym liście do żony, datowanym 6.X. Piszę: Uwzględniając to co dostaliśmy od Was, to teraz my Wam, a nie odwrotnie powinniśmy pomagać. Weź to pod uwagę i nie szalej przy następnym widzeniu. My naprawdę nie głodujemy, a dowody Waszej troski w postaci żywności odejmowanej sobie od ust miałyby dla nas gorzki smak”. I dalej: “Mam za sobą okres nowicjatu i adaptacji do zupełnie nowych warunków życia; czas wziąć się za coś pożytecznego. Postanowiłem wystąpić z prośbą do komendanta o umożliwienie mi pracy zawodowej. Myślę, że gdybym miał te materiały w kącie za drzwiami i kilka książek, których spis Ci przedstawię, mógłbym uporządkować wreszcie te wyniki, które czekają na to od 12 lat. Tu są po temu zupełnie znośne warunki. Martwi mnie, że stracę cały rok doświadczeń. Jeśli mogłabyś poświęcić moim sprawom trochę z Twojego czasu, mógłbym sterować doświadczeniami zdalnie. Jesteś jedyną osobą jako tako zorientowaną w moim programie badań i gdybyś się zgodziła moglibyśmy popróbować. Na wszelki wypadek przygotowałem schematy dwóch doświadczeń, o których realizację moglibyśmy się pokusić.”
  85. Zenon Wysokiński wybierając się z delegacją Solidarności Rolników Indywidualnych na Jasną Górę zamówił w kwiaciarni w Łęcznej wieniec z szarfami, na których miała być wymieniona surowo zakazana nazwa „Solidarność”. Zakapowany przez kogoś z personelu kwiaciarni zdołał dojechać tylko do dworca kolejowego w Lublinie skąd przewieziono go prosto do aresztu na Północnej. Ze względu na jego zawód Jasiek Stepek nazwał go Jeometrą. Jeometra utrzymuje rodzinę uprawiając warzywa pod folią. Był bardzo zaniepokojony, czy żona poradzi sobie sama z domem, dziećmi i trzema foliówkami pełnymi pomidorów. Później okazało się, że doskonale sobie ze wszystkim poradziła.
  86. Od pierwszego dnia pobytu w Ośrodku Odosobnienia w Lublinie Jana Stepka, czyli od 27.IX. rewolucyjnej zmianie uległy nasze spacery przekształcając się z uciążliwego obowiązku w ucieszne, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy widowiska wprawiające w zachwyt więźniów z Pawilonu IV a przyprawiając o ból głowy funkcjonariuszy z „Ambasady”. Główne zarysy tej reformy przedstawiłem w Załączniku 9.
  87. Mowa o Albinie Siwaku, jednym z nielicznych przedstawicieli “klasy robotniczej” w KC PZPR i kosmicznym durniu. W latach 80-tych A. Siwak był częstym bohaterem dowcipów, rysunków i satyrycznych wierszyków. Po zakończeniu kadencji w KC PZPR został ambasadorem PRL w Syrii.
  88. Trudno dociec, w której celi w rzeczywistości siedzieli internowani kryminaliści. Pod datą 9.X. piszę, że w celi nr 12, a np. pod datą 6.IX., że w celi nr 8, ale w trakcie turnusu może ich przenieśli?.
  89. Chodzi niewątpliwie o ambulatorium.
  90. Osoba, która ten placek przyniosła zostawiła go w więziennej dyżurce nie podając swego nazwiska. Pewnie jakaś cicha wielbicielka Trzeciego.
  91. Zygmunt Woźny jeden z przywódców strajku grudniowego w Zakładach Azotowych Puławy ukrywał się od 13,XII.1981 r.
  92. W czasie widzenia żona przekazała mi pod stołem datowany na 11.10.82 r. bardzo miły, pełen aluzji i wielce dla mnie pochlebny list z cennym załącznikiem od pracownika ZA, delegata na I Walne Zebranie Delegatów NSZZ”S”, Jana Skrzyniarza, który niedawno opuścił Obóz Odosobnienia dla internowanych w Załężu oraz jego żony a mojej koleżanki z pracy w IUNG Hanny:

    Drogi Panie Staszku!

    Korzystając z okazji posyłam Panu karty, które być może ułatwią może życie w internie. Są już mocno wysłużone, przeszły przez wiele rąk i widziały mury Włodawy, Załęża i Lublina. Nie można niestety dostać nowych, ale mamy nadzieję, że nie będą musiały służyć zbyt długo. W Puławach jesień w pełni zarówno w przyrodzie jak i w nastrojach. Nawet ja, zawsze umiarkowany optymista, zaczynam się trochę chwiać. Pocieszam się, że pogrzebowy nastrój minie a jesienne sztormy przyniosą znad Bałtyku i do nas trochę ożywienia. W miarę upływu czasu coraz bardziej odczuwamy brak Pańskiej osoby na arenie puławskiego życia; chciałoby się powiedzieć za poetą „dużo nas a jakby nikogo nie było...” Mam,y nadzieję, że załapie się Pan z najbliższą zapowiedzianą grupą zwolnionych, czego z całego serca Panu i sobie życzymy. Hania i Jan
  93. Buzówa to bardzo popularne w więzieniach urządzenie do gotowania wody (najczęściej na czaj). My wykonaliśmy swoją buzówę z żyletki podłączanej dwoma kawałkami izolowanego kabla do źródła prądu. W okresie gdy cele były zamknięte w praktyce wyglądało to w ten sposób, że jeden z nas stojąc na stole wykręcał żarówkę z lampy podsufitowej i do styków oprawki przykładał końcówki drutu. Drugi, stojący obok niego trzymał naczynie z wodą przeznaczoną do zagotowania (najczęściej był to słoik od dżemu); trzeci opierał się plecami o drzwi zasłaniając „lipo” przed dociekliwością klawisza. Cała operacja trwała nie dłużej niż minutę, ale można ją było przeprowadzić tylko wieczorem, po zapaleniu w pawilonie świateł. W okresie, gdy cele były otwarte buzówę można było podłączyć o każdej porze dnia do kontaktu w korytarzu.
  94. Mowa o Ireneuszu Ostrokólskim, koledze z IUNG oraz z redakcji puławskich biuletynów NSZZ “Solidarność” aktualnie internowanym w Łupkowie.
  95. Leleput to więzienna ksywka Tadzia Pałaszewskiego z 13-ki. Zawdzięcza ją misternej posturze oraz swoistemu poczuciu humoru Jasia Stepka zainspirowanego jedną ze zwrotek piosenki o przedwojennym cyrku braci Staniewskich z repertuaru Jaremy Stępowskiego:

    Albo takie Duo Nowak to był numer, że o rany!
    On na koniu galopował i w nią rzucał sztyletamy.
    Potem strzelał do niej z colta, bez patrzenia, no a ona
    Wyciągała zza dekolta leleputa, niech ja skonam.
    Tadzio bardzo swój pseudonim polubił i używał go nawet po zakończeniu okresu internowania.
  96. Tego samego dnia, 16.X. w nieocenzurowanym (a więc przesłanym drogą nieoficjalną) liście do żony pisałem: “Jak zawsze w czasie ostatniej wizyty ani nie powiedziałem C i tego wszystkiego co chciałem, ani nie dowiedziałem się tego, co powinienem wiedzieć. Refleksje przychodzą dopiero w godzinę - dwie po wizycie i człowiek obiecuje sobie, że następną rozmowę przeprowadzi już z kartką w ręku. Na moje odwołanie od decyzji o internowaniu dostałem odpowiedź negatywną. Na dobrą sprawę nadal nie mogę odgadnąć prawdziwych motywów mojego internowania. Inni też zresztą nie mogą. Nastrój u nas nadal dobry – nawet przypuszczenie o szybkim wyjeździe z Lublina nie potrafiło go całkowicie pogorszyć. W każdym razie nadrabiamy miną.”, a w liście do syna, 21-letniego Stanisława: „Mój pobyt w internacie – niekoniecznie zresztą w Lublinie – raczej się przeciągnie, może nawet do wiosny. Znosiłbym to znacznie lepiej gdybym wiedział, że w domu wszystko układa się dobrze. Wadą pobytu za kratkami jest to, że człowiek ma stanowczo zbyt dużo czasu do myślenia. Robię co mogę, żeby go zapełnić:czytam, gram w karty czy w pingponga, a także porównuję Twoje doświadczenia z własnymi, ale mimo wszystko przychodzi wieczór i różne myśli kotłują się w głowie czasem do rana. Zwłaszcza te przykre”.
  97. Uzupełnieniem Zapisków z 19.X. jest następujący fragment nieocenzurowanego listu, który tegoż dnia napisałem do 16-letniego syna Krzysztofa: ...tutaj się dużo o różnych sprawach myśli a oddalenie i brak kontaktów z wami całkowicie zmieniają perspektywę i hierarchię wartości różnych spraw. Niemały na to wpływ ma poczucie jałowości naszego życia. Przecież od 1,5 miesiąca nie robimy nic oprócz spania, jedzenia, sprzątania (bez przesady), pingponga, czytania, chodzenia w kółko dookoła fontanny, gry w karty i rozmów najczęściej o niczym. To o wiele za mało, żeby mogło wypełnić życie i stworzyć choćby złudzenie, że nie marnujemy czasu. Próbowałem uzyskać pozwolenie na pracę zawodową i uzyskałem je, ale wobec przewidywanej zmiany miejsca internowania i z tego nic nie wyszło. Moje życie więc chwilowo jest całkowicie jałowe, nie przynosi ono korzyści (nie mówiąc już o przyjemności) ani mnie, ani nikomu innemu, a stan ten może jeszcze potrwać. Dziś zrobiłem małe pranie, wygrałem jeden i przegrałem jeden mecz w pingponga, przeczytałem wystąpienia niektórych posłów na ostatniej sesji Sejmu w Monitorze Sejmowym i to już wszystko. W tej chwili koledzy oglądają mecz pucharowy Śląsk - Servette, ale ja już od dawna unikam TV. Wziąłem się więc do korespondencji. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy załamani czy zagubieni. Nic z tych rzeczy. Po prostu męczy nas myśl, że życie przecieka nam między palcami bez żadnego pożytku, a dziś mija już 52 dzień naszego internowania. To kawał czasu. Przypomniało mi się jedno niecodzienne zdarzenie z dzisiejszej nocy. Otóż kot zaatakował naszą kiełbasę wiszącą na kracie w oknie. Narobił przy tym trochę hałasu, więc wspólnymi siłami odpędziliśmy zbira ratując naszą własność. Tyle aktualności.
  98. Oczywisty błąd. Powinno być “13 grudnia 81”
  99. Znów oczywisty błąd. Powinno być “12.XII.81”.
  100. Krzysztof Małagocki, pracownik Lubelskich Zakładów Futrzarskich w Kurowie, przed 13 grudnia redaktor i ilustrator Biuletynu Informacyjnego “Solidarność Ziemi Puławskiej”, internowany 13.XII.81 r.
  101. Zdzisław Wiśniewski , pracownik Zakładów Azotowych w Puławach internowany od 13.XII.81 r.
  102. Janusz Łodyga, pracownik Zakładów Azotowych Puławy, przed 13.XII.81 r. wiceprzewodniczący Zarządu Oddziału NSZZ „Solidarność” Ziemia Puławska, internowany w styczniu 1982 r., przebywał najpierw w Lublinie a następnie w Kwidzynie.
  103. Tego samego dnia, 26.X. Pisałem do 16-letniego syna Krzysztofa: “Wyobraź sobie, że na starość zacząłem uprawiać grę w pingponga. Podstawy opanowałem już w drugim tygodniu internowania, głównie dzięki namowom, a nawet presji p. Henryka Sztaby. W ciągu dalszych 4 tygodni, z uporem ćwicząc po kilka godzin dziennie, doszedłem do tego, że mogę się bez wstydu spotkać z niemal każdym kolegą. Zdarza mi się nawet wygrać. Najbardziej jestem jednak dumny z tego, że po zbiciu okularów nie zaprzestałem grać ani na jeden dzień. Z początku szło jak z kamienia, bo nie widziałem piłeczki. Teraz kierując się więcej słuchem i instynktem niż wzrokiem, gram bez okularów niemal równie dobrze jak poprzednio. Po tym doświadczeniu nikt mi nie powie, że uporem i konsekwencją nie można osiągnąć niemal wszystkiego. Trzeba tylko chcieć i nie zrażać się trudnościami. Pozdrów ode mnie wszystkich przyjaciół zaczynając od p. Henryka, mojego mistrza w trudnej sztuce pingponga. Powiedz mu, że głównie z myślą o nim macham rakietką z niesłychanym wdziękiem, i że na pewno byłby zadowolony z postępów, jakie zrobiłem. Wyzywam go na mecz gdy tylko wyjdę, ale uprzedzam: będę bez litości!”
  104. Ten malarz-kryminalista o nieznanym mi niestety nazwisku nie tylko przyniósł nam akwarelki, ale pozwolił mi przypatrywać się jak maluje, a następnie pozwolił mi nawet samemu popróbować. Pierwszą w życiu (i zapewne ostatnią) namalowaną przeze mnie pod jego kuratelą akwarelkę prezentuję w Załączniku 11 razem z podarowanym mi obrazkiem olejnym i odwrotną stroną własnoręcznie wykonanego lusterka z autografami internowanych.
  105. Niemal w każdym Ośrodku Odosobnienia dla internowanych byli tacy, którzy potrafili stworzyć w grupie dobry nastrój. Np. w Załężu taką funkcję pełnił Jan Skrzyniarz z ZA Puławy, ps. “Pakarz” Pisał o tym w grypsie z 6.VI.82 r. Irek Ostrokólski: “W zasadzie trzymamy się dobrze, a jak któryś w dołek wpadnie, to go Pakarz za uszy wyciąga.”
  106. Tego samego dnia, 30.X. Mój syn Stanisław, student UW zagrożony wydaleniem z uczelni z powodów politycznych, napisał do mnie uspakajający list donosząc m.im:
    ...jestem formalnie na roku drugim (w tym semestrze jeszcze na urlopie), a niejako awansem „robię” rok trzeci. Taki układ jest bardzo korzystny. Studia mogę skończyć w ciągu 5 v 6 lat – ja o tym decyduję. Przyznano mi indywidualny tok studiów i zaakceptowano program (mój). Zamieniłem fizjologię roślin, mikrobiologię, wirusologię na: historię filozofii nowożytnej, współczesne kierunki filozoficzne, anatomię i farmakologię. Mam przy tym wolną rękę jeśli chodzi o zmiany do końca studiów. W ten sposób będę miał dyplom z biologii, ale wykształcenie, jak mniemam, o wiele szersze i co ważne bez nudy./.../

    W Nenckim [t.zn. w Instytucie im. Nenckiego] uruchomiliśmy aparaturę i już są pierwsze wyniki. Odpowiedzi z jądra migdałowatego już nadają się do analizy. Wcześniej były takie szumy, że nie można było wykroić odpowiedzi poszczególnych neuronów z tła. Czasami zresztą myślę, że tego typu doświadczenia w ogóle nie nadają się do opracowywania, ze względu na olbrzymie błędy związane z techniką. Nie wiem też, czy elektrofizjologia zainteresuje mnie tak bardzo, że przy niej zostanę. Na razie jestem zadowolony i ryję anatomię rdzenia. Jakoś dziwnie jestem ostatnio pracowity. Prawie nie wychodzę z biblioteki. Jak sobie policzyłem te godzinki, to wyszło ich 18 na dobę. Zobaczymy ile tak wytrzymam.

    Co do komisji dyscyplinarnej to dostałem (Grzesio [Nakonieczny] też) pismo z poleceniem zgłoszenia się na rozmową z rzecznikiem tej komisji (2.XI. - wtorek) , w charakterze obwinionego, w związku z toczącym się postępowaniem wyjaśniającym. W ten sam wtorek załatwię sobie obrońcę (mam już adres). [Obrońcą tym był Lech Falandysz]. Wszyscy bardzo się tym interesują.

    Byłem ostatnio na „Wyzwoleniu” w Polskim. Wszyscy Cię poklepują. Anka [Sołtyńska – koleżanka ze studiów] robi rękawiczki.
  107. Tadeusz Skiba był I przed 13.XII.81przewodniczącym mojej macierzystej Komisji Zakładowej NSZZ”S” w IUNG; kierował tajną KZ NSZZ”S” w IUNG również w stanie wojennym.
  108. Początkowo w stosunku do funkcjonariuszy, którzy nas pilnowali używaliśmy neutralnej nazwy „:klawisz”, później – głównie pod wpływem nauk kryminalisty-malarza - przez jakiś czas posługiwaliśmy się pejoratywnym terminem „gad”; pod koniec wróciliśmy z powrotem do „klawisza”.
  109. Zdrobnienie od słowa “pierdel”, które w więziennej grypserze oznacza to samo co więzienie.
  110. Tego samego dnia, 31.X. napisałem list do Prof. Tomasza Umińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego z podziękowaniem za opiekę nad synem Stanisławem zagrożonym wydaleniem z UW z przyczyn politycznych oraz za przesłanie mi do Ośrodka Odosobnienia ciepłych skarpet i wyrazów otuchy. W liście tym tak scharakteryzowałem nasze życie w Ośrodku:
    „O naszym życiu codziennym niewiele mam do napisania. Zna je Pan zresztą doskonale [Prof. Tomasz Umiński, przed 13.XII.81 r. członek KZ NSZZ”S” na UW był od 13.XII.81 do 10..VII internowany w Darłówku]. Specyfika Ośrodka lubelskiego polega na tym, że w 2000-osobowym pawilonie przebywa nas zaledwie piętnastu, wliczając już w tę liczbę kotka o niecenzuralnym (ze względów politycznych) imieniu, który dotrzymuje nam towarzystwa. W tych warunkach trudno zorganizować jakąś sensowną działalność, tym bardziej, że rozrzut gustów, zamiłowań, usposobień i nastrojów jest wśród nas olbrzymi. Łączą nas właściwie tylko optymizm na przyszłość i nadzieja, że ofiary jakie wszyscy ponosimy – my zresztą najmniejsze – nie pójdą na marne. Staramy się więc jedynie utrzymać jak najlepszą kondycję psychiczną, nastrój i zachowywać twarz w każdej sytuacji. I to nam się na ogół udaje.
    Wydaje się zresztą, że sytuacja w jakiej od 11 miesięcy się znajdujemy musi ulec w najbliższym czasie jakiemuś sensownemu rozwiązaniu. Nie oznacza to zresztą automatycznie polepszenia się naszych spraw, ale każda zmiana jest lepsza od dotychczasowej stagnacji.”
  111. Miało to chyba brzmieć “każdy pójdzie w swoją stronę, odwróci się do pozostałych zadem i zajmie się swoimi sprawami”. Przypuszczenie to na szczęście się nie sprawdziło. Po zwolnieniu z internowania nadal utrzymywaliśmy ze sobą przyjacielskie stosunki, odwiedzaliśmy się i korespondowali. W samym 1983 r. b. koledzy z 15-ki (rzeczywiści i honorowi) kilkakrotnie odwiedzali mnie w Puławach i ja odwiedzałem ich w Lublinie. Pamiętam również zespołową wyprawę do Łęcznej w odwiedziny u Piątego (Jeometry). Latem 1983 r. uczestniczyłem w uroczystości ślubu Janusza Krupskiego w Laskach pod Warszawą a Jaś Stepek będąc już paryskim korespondente
Czytany 67456 razy

Sponsorzy

solidarnosc

Wyszukaj

Multimedia

Statystyki

Dziś67
Wczoraj213
Wszystkich242315
Aktualnie jest 2  gości na stronie